
Niedawno temu miałam okazję spełnić jedno ze swoich marzeń i udać się po raz kolejny do Azji.
Od kiedy przestałąm kupować zbędne mi rzecz, coraz więcej pieniędzy udaje mi się odkładać na podróże. No bo po co kolejna torebka? I tak się znosi, zniszczy a Ty za pół roku nie będziesz już o niej pamietać.
A wspomnienia zostają na zawsze. I to one nas uczą, kształcą i otwierają nasze serca i umysły…
Okej, poleciałam troszkę lirycznie, a pisać chciałam o Hong Kongu. O wegańskim Hong Kongu. Wiele osób, zszokowanych zawsze moją dietą pyta mnie: „TO CO TY JESZ JAK PODRÓŻUJESZ??” „Gruz.” – odpowiadam zazwyczaj. 😉
A tak na zupełnie poważnie, to wracając z każdej podróży pokazuje znajomym i rodzinie kolorowe i wielkie talerze pysznych wegańskich dań serwowanych na drugim końcu świata.
Na początku chciałabym zaznaczyć, że jest to miejsce bardzo przyjazne weganom. Nie tylko jeśli chodzi o jedzenie, ale również jeśli chodzi o stosunek do zwierząt. Obywatele Hong Kongu bardzo sprzeciwiają się jedzeniu kotów i psów i niejednokrotnie zdarzyło mi się słyszeć z ich ust niepochlebne komentarze na temat Chińczyków i ich „barbarzyństwa” w kontekście festiwalu psiego mięsa Yulin, który jest Wam pewnie wszystkim dobrze znany z akcji protestacyjnych.
Dookoła wszędzie jest bardzo dużo piesków, w sklepach mają swoje stanowiska do pilnowania i widać, że są baaaardzo rozpieszczane. Jeśli chodzi też o architekturę miasta, to HK obfituje w przeróżne kolorowe graffiti i murale ze zwierzęcymi motywami. Nie sposób przejść obok i nie uwiecznić ich aparatem, są przepiękne! Jest też sporo targów z owocami, warzywami, no i obowiązkowo trzeba odwiedzić jeden z FLOWER MARKET’ów. Tysiące przeróżnych kwiatów i roślin i stoiska z nimi ciągnące się przez długie ulice.
Niejednokrotnie zdarzyło mi się też spotkać krążące dookoła buddyjskich świątyń krowy. Od tak sobie chodzą i jedzą trawkę. Dają się pogłaskać i bardzo blisko podchodzą. Dla każdego weganina jest to spora atrakcja – nie ma to jak kontakt z żywą krówką! To coś dla nas!
Ale przejdźmy po kolei do konkretów- czyli do jedzenia. Jedną z moich najulubieńszych rzeczy w HK są instant banany sprzedawane przy kasach w metrze. O tak, jakby ktoś szybko musiał złapać za bananka w biegu. Są wystawione w dyspozytorkach przy kasach i bynajmniej wg. mnie jest to bardzo urocze.
Jeśli chodzi natomiast o „konkretne” jedzenie to spory nacisk chciałabym położyć w tym poście na super nietypową, nietuzinkową i ekstremalnie odpowiedzialną pod kątem ekologii knajpkę. Mianowicie chodzi mi o Mana! Fast Slow Food (wegańsko-wegetariańska), której właścicielem jest Bobsy’ego i którego z resztą miałam przyjemność poznać. Facet wygląda jak z Cast Away, jest niesamowicie miły i gadatliwy. Rozmawiając o podróżach, weganiźmie i kulturze, która panuje w HK spędziliśmy ponad godzinę stojąc przy ladzie. Jak możecie zauważyć poniżej, w knajpce obowiązuje pełen recycling – mydło produkuje się ze zużytego podczas gotowania roślinnego oleju, spłuczka w toalecie jest zaprogramowana tak, by zużywać jak najmniej wody, a oprócz tego wszędzie dookoła widnieją slogany propagujące odpowiedzialny styl życia.
Jedzenie? Co tu dużo mówić. Bajka. Zdałam burgera, frytki, sałatkę coleslaw i do tego popiłam wszystko lemoniadką. Jak zwykle myślałam, że pęknę. Ale było warto, takich łakoci dawno mi już nikt nie zaserwował! Oczywiście drogo jak cholercia, ale nie ma o czym mówić, bo w HK wszystko jest drogie.
Jeśli chodzi o inne restauracje, to jest ich całkiem sporo i z pewnością znajdziecie ich dużo na Happy Cow. Ja od siebie mogę z całą pewnością polecić również wszelkie stołówki pracownicze, których jest multum i można do nich wejść z ulicy, parę knajpek na SoHo w tym jedną izraelską, gdzie dostaniecie pysznego pieczonego kalafiora oraz bardzo śmieszną i dziwną jeśli chodzi o wystrój reaturację VEGAN SF. Serwują tam całkiem przyzwoite burgery, ale większą uwagę od jedzenia przykuwają zdecydowanie porozstawiane dookoła wszędzie bibeloty rodem ze stanów z lat 60 i 70’tych.
Wszystkim wybierającym się do Azji, polecam odwiedzić Hong Kong, nie będziecie z całą pewnością chodzić głodni a i oczy nakarmicie wspaniałymi obrazami, które utrwalą Wam się w pamięci na wiele wiele długich lat. Dla mnie ta podróż na zawsze pozostanie niezapomniana.